Playing via Spotify Playing via YouTube
Skip to YouTube video

Loading player…

Scrobble from Spotify?

Connect your Spotify account to your Last.fm account and scrobble everything you listen to, from any Spotify app on any device or platform.

Connect to Spotify

Dismiss

Don't want to see ads? Upgrade Now

Date

Saturday 5 October 2002

Location

Proxima
ul. Żwirki i Wigury 99a, Warszawa, 02-089, Poland

Tel: +48-228 223 003

Web:

Show on map

Buy Tickets

Description

Warszawa piątego października była pogrążona w deszczu. Nie wiem, czy Dark Tranquillity ma jakieś układy tam na górze, ale w każdym razie pogoda była typowo szwedzka. Studencki klub Proxima w którym miał odbyć się koncert odwiedziłem po raz drugi. Pięć lat wcześniej byłem tam na bardzo dobrym występie Biohazard. Teraz do Proximy zawitały kapele prezentujące nieco cięższą odmianę muzyki niż hardcore mianowicie Dark Tranquillity, Rotting Christ i Enslaved. Prawdziwie wybuchowa mieszanka europejskiego metalu.
Do środka klubu wszedłem niedługo przed 16, o której to godzinie miał rozpocząć się koncert. Pierwsze co nasunęło mi się na myśl to pytanie: „Czy tu na pewno jest jakiś koncert metalowy?”. Mimo, iż Proxima do gigantów nie należy (mieści ok. 500 osób) to wnętrze świeciło pustkami. Na moje oko nie było więcej niż 250-ciu ludzi, wśród których dało się zauważyć znajome twarze m.in. Anji Orthodox i VJerry’ego. Atmosfera niecierpliwego oczekiwania na rozpoczęcie show bliska była poziomowi napięcia w filmach Jarosława Żamojdy. Nie dość, że niewiele osób pofatygowało się aby obejrzeć występujące zespoły, to na dodatek większość z nich okupowała klubowe stoliki nie bardzo interesując się "pozakuflowymi" wydarzeniami. Całości obrazu dopełniało skoczne disco puszczane z głośników szczęśliwie potem zastąpione przez klasycznego rocka. Tymczasem na scenie instalował się Enslaved.
Norwegowie zaczęli parę minut po 16. Basista i wokalista Grutle Kjellson przywitał Polaków głośnym „Good evening Warszawa” i dostaliśmy po głowach potężnym black metalowo-deathowym hukiem. Enslaved zagrało długi, ponad jednogodzinny set składający się z utworów z różnych okresów działalności. Usłyszeliśmy m.in. „Jotunblod”, „Wotan”, który wzbudził małe ożywienie pod sceną, „Queen of Light”, nie grany do tej pory w Europie bardzo wolny i ciężki kawałek „As Fire Swept Clean The Earth” z niewydanej jeszcze nowej płyty i cover Autopsy „Retribution For The Dead”. Największy aplauz zebrał numer zagrany na zakończenie „Slaget I Skogen Bortenfor”. Według mnie najciekawiej jednak wypadł pochodzący z albumu „Monumension” utwór „The Voices”, w którym zespół rewelacyjnie wymieszał ze sobą death, black i thrash metal.
Enslaved nie rzuciło mnie na kolana. Zagrali klasyczny black metalowy koncert z kilkoma ciekawszymi momentami. Nie udało im się niestety uciec od schematu. Ich występ odebrałbym lepiej gdyby grali nieco krócej. A tak po pół godzinie odczuwałem małe znużenie. Na pochwałę zasługuje rezygnacja Enslaved z pseudo blackmetalowego teatrzyku (kolczatki, toporki, ogień i inne takie) na rzec samej muzyki, która jeśli jest dobra obroni się przecież sama bez pomocy rekwizytów.
Rotting Christ pojawił się na scenie 20 minut po Enslaved. Pamiętając ich niezły występ podczas Metalmanii ’96 oczekiwałem podobnych wrażeń. Na początek intro, a zaraz potem „In Domine Sathana” i już wiedziałem, że to nie będzie mój najlepszy koncert w życiu. Fani Rotting Christ pewnie mnie zabiją, ale to co usłyszałem podczas setu Greków skojarzyło mi się z black metalową wersją późnego Marilyna Mansona. Przy czym muszę napisać, że sam Manson kładzie RC na łopatki. Wokalista miotał się między skrzekiem a melodyjnym zawodzeniem, a zespół absolutnie bez finezji odgrywał kolejne piosenki według szablonu zwrotka-refren-zwrotka. Notowanie tytułów porzuciłem po czwartym utworze i udałem się do baru po piwo. Z tego, co pamiętam Rotting Christ zagrał jeszcze m.in. „Quintessence”, „You Are I”, „Under The Name Of The Legion” i najciekawszy z całej listy „After Dark I Feel”, kiedy zbliżyli się brzmieniem do gwiazdy wieczoru. Występ trwał niecałą godzinę. O niecałą godzinę za długo. Nie zmienia to jednak faktu, że sporo osób przyszło właśnie dla Rotting Christ, a sami muzycy zostali bardzo ciepło przyjęci.
Parę słów warto napisać o kwestiach technicznych. Nagłośnienie było dobre, jedynie partie klawiszowe czasami nikły w natłoku hałasu. Światła natomiast prezentowały się skromnie, ale lepsze nie były potrzebne.
Rozpoczęło się oczekiwanie na główne danie. Punktualnie o 19.00 Dark Tranquillity pojawiło się na deskach Proximy. Fani powitali Szwedów bardzo entuzjastycznie. Jeden z najważniejszych reprezentantów goeteborskiej sceny melodyjnego death metalu zawitał do naszego kraju po raz pierwszy, to też na setlistę złożyły się utwory praktycznie ze wszystkich płyt. Tego dnia mieliśmy okazję usłyszeć takie utwory jak „UnDo Control” z wydanego w 1999 roku „Projectora”, „Insanity’s Crescendo”, umyślnie przerwany na 10 sekund w środku „Zodiajackyl Light” z „The Mind’s I”, „Shadowlit Facade” z epki „Enter Suicidal Angels”, „Punish My Heaven” z „Gallery”, czy „Not Built To Last”, „Haven”, i zaśpiewany razem z publicznością „The Same” – wszystkie z „Haven”. Z najnowszego krążka „Damage Done” Dark Tranquillity zagrało „White Noise/Black Silence”, utwór tytułowy, monumentalny „Format C: For Cortex” i kończący show, bardzo adekwatny „Final Resistance”.
Zespół sprawiał wrażenie, że dobrze się bawi. Szczególnie widać było to po gitarzystach i wokaliście Mikaelu Stanne, który na scenie to istne żywe srebro. Skakał, biegał, rozmawiał z fanami, przybijał z nimi „piątkę” i co chwila powtarzał „you guys are fucking amazing!”. Swą charyzmą i scenicznym zachowaniem trochę przypominał Johna Tardy’ego skrzyżowanego z Burtonem C. Bellem. Widownia także nie pozostawała bierna bawiąc się znakomicie. Tak świetnej relacji między publiką a zespołem nie widziałem od czasu koncertu Slipknot w Spodku.
W sobotni wieczór mogliśmy podziwiać mistrzowskie zmiany tempa, intensywną grę gitar uzupełnioną klawiszowymi plamami, perfekcyjną pracę sekcji rytmicznej oraz ogromną dawkę energii i melodii, czyli to wszystko, co najlepsze w „szwedzkiej szkole metalu”.
Dark Tranquillity grało godzinę i 10 minut po czym nastąpiło serdeczne pożegnanie z warszawskimi fanami i zespół opuścił scenę. Nie było bisów.
Szwedzi uratowali ten koncert. Po przydługim występie Enslaved, nudnym Rotting Christ tylko bardzo dobry gig głównej gwiazdy mógł odwieść mnie od totalnej krytyki tego wydarzenia. Dark Tranquillity udało się to. Dali porywający spektakl.
Po wyjściu z Proximy dało się słyszeć takie opinie: „najlepszy koncert na jakim byłem”, „fajny to za mało powiedziane” itp. Ja aż tak entuzjastyczny nie będę i ograniczę się do stwierdzenia, że gdyby dobór „rozgrzewaczy” był trochę inny to i koncert byłby lepszy. A tak po konfrontacji Dark Tranquillity z Enslaved i Rotting Christ nie pozostaje mi nic innego jak dać ocenę „tylko” dobrą.

Przemek „Antipop” Nowakowski

Line-up (3)

Don't want to see ads? Upgrade Now

4 went

Shoutbox

Javascript is required to view shouts on this page. Go directly to shout page

Don't want to see ads? Upgrade Now

API Calls