Biografia

Antologia 'Jazz w Polsce 1950-2000

"Ten album należy potraktować jako pierwszy, krótki przewodnik po historii jazzu w Polsce z przeznaczeniem dla młodych słuchaczy stykających się z jazzem po raz pierwszy" - napisał wytłuszczonym drukiem Jan Borkowski w swym szkicu, towarzyszącym "Antologii".

Całość jest składanką 6 płyt CD z polskim jazzem:
* CD1 Początki 1950-1960
* CD2 Wielkie Otwarcie 1961-1970
* CD3 Normalizacja 1971-1980
* CD4 Młode lwy 1981-1990
* CD5 Profesjonaliści 1991-2000
* CD6 Spotkania Na Szczycie 1950-2000

Antologia "Jazz w Polsce 1950-2000" jest z pewnością wydarzeniem w dziejach tej muzyki w naszym kraju - choćby dlatego, że na podobne przedsięwzięcie nikt dotąd przed nim się nie porwał. Praca benedyktyńska i syzyfowa zarazem. Benedyktyńska, gdyż wymagała mozolnego, zapewne długotrwałego dobierania nagrań, aby z ogromu materiału, jaki się nazbierał w ciągu minionego półwiecza, wybrać rzeczy najciekawsze, najbardziej twórcze i najbardziej reprezentatywne - bo chyba takie kryteria przyjął Jan Borkowski. Syzyfowa, gdyż niewykonalna!

Jak bowiem pogodzić ambicję skomponowania pełnego przeglądu najważniejszych osiągnięć polskiego jazzu z ograniczoną pojemnością sześciu tylko kompaktów (bo tyle miał Borkowski do dyspozycji), które i tak upakowano muzyką do granic technicznej wytrzymałości?

Tak, decyzja, co wybrać, a co pominąć, musiała być wielce trudna. Z drugiej jednak strony Borkowski jest osobą zorientowaną w swojej dziedzinie jak mało kto: od 1970 r. w radiowej Trójce prowadził "Trzy kwadranse jazzu", oświecone głównie aktualnościom polskiej sceny jazzowej. Wiem, że założył w radiu staranne archiwum, w przeszłości był organizatorem i prezesem Hot Clubu Hybrydy w Warszawie, współtwórcą festiwalu Jazz Jamboree, producentem nagrań i radiowych koncertów. Toteż nasze wymagania wobec niego muszą być duże! Wzorem J. E. Berendta Borkowski podzielił interesujący go okres na odcinki dziesięcioletnie. I tak płyta pierwsza pt. "Początki" (74:53) obejmuje lata 1950-1960, z krótkim, ale pożytecznym wypadem w lata 40. Płyta druga pt. "Wielkie otwarcie" (79:10) zawiera nagrania z lat 1961-1970, a trzecia pt. "Normalizacja" (77:24) - z lat 1971-1980. Płyta czwarta pt. "Młode lwy" (79:22) odpowiada dekadzie 1981-1990, a płyta piąta (80:11) - latom 1991-2000. Od tego założenia odbiega płyta szósta (74:30), którą Borkowski nazwał "Spotkania na szczycie" i wypełnił wyborem nagrań muzyków polskich dokonanych wespół z zagranicznymi w latach 1960-1997. Zanim poddam wszystkie te płyty ocenie recenzenta, chciałbym zapewnić Autora Antologii o swej życzliwości. Oby nie uznał mych słów krytyki za jakiś atak personalny: jestem od tego daleki!

Początki

Pamiętam, że jako mały chłopak, wspiąwszy się wraz z innymi na kraty okien wysokiego parteru pewnego budynku w Krakowie (który potem stał się siedzibą KW PZPR, a obecnie Akademii Muzycznej) z upojeniem patrzyłem na tańczące pary w wielkiej sali, w której muzykę "zabezpieczała" orkiestra braci Łopatowskich… Był to mój bodaj pierwszy kontakt z jazzem; pamiętam nawet melodię, którą grała orkiestra - jak się dowiedziałem później, zaczerpniętą z filmu "Serenada w dolinie słońca".

Nic zatem dziwnego, że otwierające pierwszą płytę "Antologii" nagranie Millerowskiego In the Mood w wykonaniu tej właśnie orkiestry wprawiło mnie w dobry nastrój, choć zaprawiony nieco nostalgią. I taka, nostalgiczna, jest chyba cała ta płyta, przynajmniej dla ludzi mego pokolenia. Jak zostanie przyjęta przez młodych słuchaczy? Czy ich wzruszy, czy też… wzruszą ramionami na te "starocie" - Melomanów, orkiestrę Karola Bovery'ego, Jana Walaska, Zygmunta Wicharego, na śpiew Jeanne Johnstone, Carmen Moreno, Elisabeth Charles?… Nie wiem. Ale z tej płyty wyłania się aura tamtych lat, czuć ów wielki zapał, którym muzycy nadrabiali swe jeszcze skromne możliwości, ciesząc się przy tym nieskromnie wielkim powodzeniem.

Jest też na tej płycie wyraźna zapowiedź przyszłych wzlotów, bo już wtedy, w latach 50., ostrzyli swe ostrogi Andrzej Kurylewicz, Jerzy Matuszkiewicz, Andrzej Trzaskowski, Jan Ptaszyn Wróblewski, Wojciech Karolak, Andrzej Dąbrowski, Henryk Majewski, Bohdan Styczyński, Janusz Zabiegliński, Zbigniew Namysłowski, Krzysztof Komeda. Przez wszystkie następne lata będą współdecydować o kształcie polskiego jazzu, również zza grobu (trzech spośród wymienionych nie żyje). Wydaje mi się zatem, że oddaje ducha czasu. Co również istotne, są tu zamieszczone pierwociny polskiej kompozycji jazzowej: Warsaw Ragtime Wacława Kacperskiego, Kalatówki '59 i Requiem dla Scotta LaFaro Trzaskowskiego, temat z filmu "Niewinni czarodzieje" Komedy. Na następnych płytach "Antologii" polskie utwory pojawiać się będą coraz częściej.

Wielkie otwarcie

W moich "Polskich ścieżkach jazzu", antologii publikacji prasowych, poświęconych jazzowi w pierwszym 15-leciu powojennym, napisałem, że "w 1960 r. kończył się okres dojrzewania, a zaczynał czas dojrzałości i współzawodnictwa". Współzawodnictwa nie tylko między sobą, lecz także ze znanymi muzykami amerykańskimi. Dowodzi tego fakt, iż w 1960 r. Stan Getz nagrał płytę w Polsce z polskimi jazzmanami - to było rzeczywiście "wielkie otwarcie"! Ale lata 60. to także, jak słusznie zauważa Borkowski w komentarzu zamieszczonym w towarzyszącej "Antologii" broszurce, otwarcie na nowości docierające do Polski z Zachodu, w tym na trendy określane terminem-wytrychem "Trzeci Nurt".

Próba syntezy jazzu i współczesnej muzyki "poważnej" była eksperymentem ciekawym, który wszelako zakończył się niepowodzeniem. Rozumiem, że Borkowski chciał jakoś odnotować na tej płycie jedną z tych prób - kompozycję Trzaskowskiego Nihil Novi, z udziałem amerykańskiego awangardzisty Dona Ellisa i zespołu kameralnego Filharmonii Narodowej pod kierownictwem Andrzeja Markowskiego; nie rozumiem, dlaczego zamieścił pełne 22-minutowe nagranie - wystarczyłyby w zupełności fragmenty!

Jeśli jednak ta "kolubryna" nie odstraszy słuchacza, znajdzie on na tej płycie sporo smacznych kąsków: Komedy Trio i Kwintet (w słynnej Kattorna), Namysłowskiego w Kwintecie i w zespole Jazz Rockers, Ptaszyna z Polish Jazz Quartetem i przesławny Kwintet Stańki z Seifertem. Ozdobą tej płyty jest Byk - suita Kurylewicza na big band Polskiego Radia oraz niezwykle świeżo brzmiący - choć po tylu latach! - kwartet wokalny NOVI w utworze Bernarda Kawki Brownie. Są tu zresztą niemal wyłącznie nagrania utworów polskich; jedyne odstępstwo to Lambeth Walk w wykonaniu Asocjacji Hagaw. Notabene sound i drive tego zespołu tak bardzo odstaje od pozostałych nagrań na tej płycie, że to aż razi, mnie przynajmniej. Może więc zatem należało go umieścić na początku jako "wielkie otwarcie" a rebours? A może w ogóle jazz tradycyjny warto było, poczynając od 1960 r. aż po rok 2000, umieścić na oddzielnym kompakcie?

Poczynając od płyty drugiej Borkowski będzie systematycznie powracać do dwu wątków w polskim jazzie: wykorzystywania przezeń rodzimego folkloru - tu mamy na to przykłady w Pięknej Loli Namysłowskiego i wariacjach na temat Oj, tam u boru Trzaskowskiego (z Tedem Cursonem) - oraz muzyki Chopina: płytę kończy Mieczysław Kosz solo, w parafrazie Preludium c-moll. Redaktorzy tej płyty przepuścili parę błędów: nazwisko twórcy Hagawu pisze się przez "u", a nie "ó"; w opisie programu płyty przesunięto tytuły utworów względem wykonujących je artystów - drobna rzecz, ale martwi!

Normalizacja

Nie bardzo rozumiem, dlaczego taki tytuł płyty. W latach 70. sytuacja jazzu w Polsce nadal nie była "normalna", jak przedtem i potem w całej historii PRL-u: brak swobodnego dostępu do światowych nagrań (tak starych, jak nowych), nieustanne trudności z wyjazdami za granicę (a mam tu na myśli nie "pupilków" systemu, lecz zwykłych ludzi), brak stałego kontaktu z gwiazdami amerykańskimi - bo przecież Jazz Jamborees były tylko raz w roku, tylko dla wybrańców. Nigdy nie można było pójść do klubu za rogiem i posłuchać np. Dextera Gordona dwa, trzy czy więcej razy. Takie możliwości mieli muzycy i fani na Zachodzie - i dlatego tam mogła powstać kultura jazzowa, która u nas, po wzlotach lat 50., upadła i już się więcej nie podniosła. Dlatego dzisiejszy przeciętny biznesmen woli wyłożyć kasę na byle pop-chłam, a na jazz nie da: nie zna go, nie rozumie (więc nie lubi) i wie, że nawet na wielką gwiazdę może mało kto przyjść, więc co to za interes?

Ta dłuższa impresja tłumaczy moje zdziwienie odnośnie płyty, bo co do jej ciekawej zawartości trudno mieć zastrzeżenia. Więc o co chodzi? Czyżby autor "Antologii" uważał, że dopiero w latach 70. polscy jazzmani grali "normalnie", a przedtem nie?!

Płytę otwiera akcent chopinowski - NOVI i Preludium e-moll. Była to niewątpliwa sensacja roku 1971, podobnie jak Urszula Dudziak/Adam Makowicz. Różne "ludowości" pojawiły się w zespole Urbaniaka Fusion (Atma) i u Namysłowskiego (Kuyaviak Goes Funky) i dobrze, że te właśnie utwory znalazły się na płycie trzeciej. Zaskoczył mnie dotąd mi nieznany utwór Zbigniewa Jaremki Ojcie, ojcie, kup mi kunia nagrany dla PR przez Jazz Carriers w 1974 r., z umiejętnym wykorzystaniem dud. Młodzieńczy, mocny głos Ewy Bem możemy podziwiać z akompaniamentem gwiazd, z których składa się grupa Mainstream, czyli "eksperyment, który polega na braku eksperymentów", jak jej ideologię wyłożył Ptaszyn.

Jest na tej płycie Swing Session z Henrykiem Majewskim na czele, jest Vistula River Brass Band z nieodżałowanym Bohdanem Styczyńskim. Szkoda, że Borkowski umieścił Hannę Banaszak w kontekście grupy Crash, zamiast Samych Swoich, których zresztą w "Antologii" w ogóle nie ma. Szkoda, że przy nagraniu Współczynnika rozszerzalności Stańki w wykonaniu Studia Jazzowego Polskiego Radia nie podał, kto jest autorem tej świetnej aranżacji. Szkoda, że dając nagranie zespołu The Quartet (tu występuje jako Quartet M., kie licho?), nie znalazł miejsca dla zespołu Sun Ship. Nie ma też Extra Ballu, Laboratorium. Brakuje mi także bardzo Stańki na trąbce solo, to przecież był ewenement lat 70…

Młode lwy

Wypisuję sobie nazwiska kilku liderów z czwartej płyty: Zbigniew Namysłowski, Wojciech Karolak, Tomasz Szukalski, Czesław Bartkowski, Tomasz Stańko (na okładce króluje Ptaszyn!)… No, jeśli to są "młode lwy"… Ale wiem tym razem, o co Borkowskiemu chodziło: o podkreślenie, że w latach 80. "zamieszała" na naszej scenie duża grupa rzeczywiście młodych i zadziornych muzyków, którzy owemu 10-leciu dodali barw. Myślę zwłaszcza o tych skupionych wokół Krzysztofa Popka, słusznie zatem na płycie jest Young Power Orchestra, choć można było chyba wybrać nagranie bardziej reprezentatywne niż Not Guilty, No! z 1989 r. Dobrze, iż znalazło się miejsce dla Free Cooperation; źle, iż nie znalazło się dla Tie Breaku. A jeszcze gorzej, że pominięty został Freelectronic Stańki z Witoldem Szczurkiem.

Są na tej płycie trzej "nowi" pianiści: Andrzej Jagodziński, Włodek Pawlik i Artur Dutkiewicz, no i dobrze, no i na zdrowie, ale dlaczego nie ma Janusza Skowrona?! O, przepraszam, jest, w składzie String Connection Krzesimira Dębskiego, ale konia z rzędem temu, kto mi wyjaśni, dlaczego Borkowski wybrał do "Antologii" utwór Piosenka o WFG, który nie oddaje stylu i urody muzyki zespołu. A był to w latach 80. zespół nie mniej popularny niż w latach 70. Sun Ship, a może nawet bardziej. Dyskusyjny jest też wybór Nice to See You z repertuaru Air Condition, było bowiem wiele lepszych nagrań tego zespołu.

Jan Borkowski nie byłby sobą, gdyby nie zaaplikował nam dawki wokalistyki: jest tu więc wczesny Sojka solo, Ewa Uryga i Jorgos Skolias (ale nie tylko w ramach Young Power, jest Marek Bałata i Ewa Bem (z Markiem Blizińskim) w piosence Wasowskiego i Przybory Bo we mnie jest sex. Znana mi jest skłonność Jana B. do Kabaretu Starszych Panów (czego następny dowód na płycie 5), ale… mi Ewa wybaczy: w tym utworze wolę Kalinę Jędrusik - i basta! W polskim jazzie od dawna obserwuję obecność dwu nurtów, które kiedyś w JAZZ FORUM nazwałem "ludycznym" i "poważnym"; jest to wielce umowna i zupełnie nie muzykologiczna klasyfikacja, uczyniona według przesłania, jakie niosą melodie barwy, interpretacja. Do pierwszej zaliczyłbym na pewno Sun Ship, Extra Ball (i następne zespoły Jarka Śmietany), String Connection, Air Condition (w ogóle większość "namysłowszczyzny"), także Makowicza. W drugiej mieszczą się wszyscy postparkerowcy, postcoltrane'owcy (np. Jonkisz; przepraszam wielu innych, których tu nie wymieniam), postornettecolemanowcy - choć ci ostatni niekoniecznie. Wymyka się tej próbie "szufladkowania" (zapewne zbędnej, ale interesującej jako pewna zabawa intelektualna) nurt polskiego jazzu szukającego inspiracji w folklorze. Czego przykładem jest Polonez Michała Kulentego, kończący tę płytę, bardzo poważny i zarazem bardzo pogodny).

Profesjonaliści

Chyba i tym razem Jan Borkowski się pomylił: profesjonalizm to przeciwstawienie amatorszczyzny. Czy więc wszystko co dotąd było amatorszczyzną, a teraz, w latach 90., polski jazz wreszcie wkroczył na salony zawodowstwa? A może to słowo "profesjonalizm" utożsamia Borkowski z klasycyzmem, akademizmem, by nie rzec skostnieniem, i w ten sposób wystawia nieco gorzką cenzurkę polskiemu jazzowi lat 90.?
Tytuł tytułem, ale płyta piąta jest interesująca, bogata. Ukazuje niebywałą żywotność jazzu w Polsce (mimo braku u nas jazzowej kultury, o czym już była mowa). Przypominam sobie burzliwą rozmowę z Januszem Muniakiem pewnego wieczoru w schronisku na Kalatówkach podczas Jazz Campingu '99. Była już noc późna, gdy zadałem mu pytanie: "Jak myślisz, dlaczego ci tak młodzi muzycy chcą grać jazz?" Tak tam było: na Camping przyjechało mnóstwo młodych ludzi, którzy gotowi byli grać niemal bez przerwy. W moim pytaniu nie czaiły się żadne podstępy, po prostu chciałem poznać zdanie Janusza. On jednak przyjął je jako prowokację, zdenerwował się strasznie, "Bo chcą!!!" zawołał i obraził się. Wkrótce potem sam wyciągnął rękę do zgody, ale ja dalej nie znam odpowiedzi na pytanie: dlaczego młodzi ludzie w Polsce chcą poświęcić się muzyce, która jest niepopularna, lekceważona, wypierana z programów radiowych i nie daje szans na błyskotliwą karierę…

Narzuca się odpowiedź łatwa i piękna: bo kochają ten feeling, bo mają gdzieś kapitalistyczny wyścig szczurów. Być może tak właśnie jest. W każdym razie fakty są takie, że w latach 90. polski jazz ma się bardzo dobrze, jest mnóstwo świetnie wykształconych, kompetentnych muzyków, wydaje się ogromne ilości płyt jazzowych, liczba festiwali rośnie. Myślę jednak, że do pełnego zdrowia jest wciąż jeszcze bardzo daleko…

Na piątej płycie mamy Ewę Bem z zespołem Eryka Kulma Quintessence: ja wolałbym jakieś nagranie czysto instrumentalne tego zespołu. Jest dobra Lora Szafran z New Presentation i sympatyczna Iza Zając w utworze Wasowskiego i Przybory Don't Wake Me Up (a nie Don't Take Me Up, jak podano w opisie!). Jest cała seria chopiniaków, bowiem istotnie lata 90. odznaczyły się powodzią jazzowych przeróbek Chopina, których kilka przedstawia Borkowski (Jagodziński, Krzysztof Herdzin, Leszek Możdżer - najlepszy ze wszystkich!). Możdżer, pianista wszechstronny, pojawia się na tej płycie również w grupie Miłość (i znów pytanie: czy wybrano najcelniejsze nagranie tej "kultowej" grupy lat 90.?) oraz w Kwintecie Muniaka, a także w duo z Adamem Pierończykiem.

Ta płyta jest to więc, można powiedzieć, festiwal Możdżera. Ale oczywiście są tu też Namysłowski z góralami, Nahorny w swej impresji na temat Mitów Karola Szymanowskiego, nowy kwartet Stańki z Wasilewskim, Kurkiewiczem i Michałem Miśkiewiczem (jego ojca, Henryka wyeksponował Borkowski wcześniej i to wielokrotnie). Jako prawdziwy "młody lew" lat 90. bryluje na płycie trębacz Jerzy Małek, a jako dowód żywotności naszego mainstreamu - grupa Traveling Birds z Darkiem Oleszkiewiczem, Piotrem Baronem i Wojtasikiem. Wszelako… i tu muszę dać upust swej goryczy i zawodu.

Przebiegnijmy galopem lata 90.: ileż tu różnorodnych treści, których na próżno szukać w "Antologii"! Namysłowski ze Skowronem i Strzelczykiem. Kwartet Szukalskiego z Dutkiewiczem. Jarek Śmietana z Ronnie'm Burrage'em, Karolakiem i Cudzichem (albo z Idrisem Muhammadem, albo z Garym Bartzem). Sławomir Kulpowicz i jego "Samarpan Songs". Janusz Strobel. Jazzowe polskie kolędy (Jagodziński, Ewa Bem, Nahorny i inni). Walk Away z Bernardem Maselim (tego ostatniego w "Antologii" nie ma wcale). Jacek Niedziela i jego "Jazzowe Poetycje", m.in. z Anną Marią Jopek, a skoro o niej mowa: w "Antologii" potraktowano ją doprawdy po macoszemu! Został pominięty zupełnie pewien stosunkowo nowy nurt w polskim jazzie: wykorzystanie muzyki bądź tematyki religijnej (Piotr Baron, Możdżer, Marek Stryszowski, by wymienić choć kilka nazwisk). Autor antologii czyni tyle ukłonów w stronę wokalistek, czemu więc pominął Annę Serafińską? W 1997 r. krakowska Jazz Band Ball Orchestra obchodziła 35. rocznicę swego istnienia, ostatnio - rocznicę 40. Pominięcie tego zespołu w "Antologii" 50-lecia polskiego jazzu zakrawa na kiepski żart.

Spotkania na szczycie

Świetny początek ma ta płyta: Stan Getz z Triem Andrzeja Trzaskowskiego grają You Go to My Head. Niezwykłość w tym, że na słynnym longplayu Getza z 1960 r. tego utworu nie ma, mamy więc tu możność poznania nowego fascynującego szczegółu pamiętnej sesji 31 października 1960 r. Potem, a dzieje się to już w pięć lat później) mamy na płycie znakomitą Annie Ross, improwizującą z triem Karolaka. Song of the Pterodactyl Namysłowskiego to oczywiście okazja do pochwalenia się udziałem w tym nagraniu z 1974 r. młodego Tony'ego Williamsa. Dalej, Old Timers dzielnie wspomagają sędziwego Wild Billa Davisona, a następnie słuchamy żywego "latynoskiego" utworu Passion Zbigniewa Seiferta wraz z groźną ekipą Scofielda, Gomeza, DeJohnette'a…

Jest już rok 1980: razem z gwiazdami jazzu amerykańskiego "walczy" na skrzypcach Michał Urbaniak. Z USA przenosimy się do Sali Kongresowej PKiN, by podczas Jazz Jamboree '85 posłuchać wokalnej błazenady Uli Dudziak z Bobbym McFerrinem w Tico Tico, a dalej Gershwinem upaja nas Adam Makowicz, z Dave'em Hollandem i Alem Fosterem.

I już lata 90.: Walk Away z Billem Evansem, Andrzej Cudzich z Garym Thomasem i Davidem Kikoskim, Piotr Wojtasik z Billym Harperem, Jarek Śmietana z Artem Farmerem, Tomasz Stańko z plejadą słynnych Skandynawów w Litanii Komedy. Jest też w tym towarzystwie pianista Bogdan Hołownia (którego muzykę skądinąd lubię) z Dave'em Clarkiem na basie i Skipem Haddenem na perkusji. To dobrzy muzycy, aliści z pewnością nie należą do "szczytów" amerykańskiego jazzu. Umieszczenie więc ich nagrania na tej właśnie płycie nie zgadza się z jej założeniem. A kandydatów na to miejsce nie brakowało, że wymienię np. płytę "Turtles" Włodka Pawlika z Randym Breckerem czy nagrania Miłości z Lesterem Bowie.

Edytuj wiki

Nie chcesz oglądać reklam? Ulepsz teraz

Podobni wykonawcy

API Calls

Scrobblujesz ze Spotify?

Powiąż swoje konto Spotify ze swoim kontem Last.fm i scrobbluj wszystko czego słuchasz z aplikacji Spotify na każdym urządzeniu lub platformie.

Powiąż ze Spotify

Usuń