Biografia

Historia Scorpions zaczyna się pod koniec lat 40. w Hanowerze - dużym, przemysłowym mieście w zachodnich Niemczech. Właśnie tam w roku 1948 na świat przyszło dwóch chłopców - Rudolf Schenker i Klaus Meine, którzy w tejże historii odegrają pierwszoplanowe role. Warto wspomnieć, że w tym samym roku na świat przyszło wielu innych panów, którzy 20-25 lat później będą władcami muzycznych scen (chociażby Ozzy Osbourne i Tony Iommi).

Rudolf Schenker osiągnąwszy wiek szkolny stwierdził, że muzyka jest tym, czym chce się zająć i nie wyobraża sobie bez niej życia. Oczywiście takie stwierdzenie nie przyszło samo z siebie - jego rodzice byli zawodowymi muzykami - ojciec grał na skrzypcach, matka na pianinie. Jednak muzyka klasyczna nie za bardzo pociągała młodego Schenkera, zwłaszcza od czasu, kiedy zza Oceanu i z Wysp Brytyjskich dotarły do Niemiec nagrania Chucka Berry'ego, Elvisa Presleya, The Rolling Stones, The Beatles i The Yardbirds. Rock and roll zawładnął umysłem dorastającego chłopca i oczywistym się staje, że namówił rodziców do kupna gitary akustycznej. Wcale jednak nie zaczął pobierać lekcji gry na instrumencie - postanowił nauczyć się grać samodzielnie, a jako że nauce towarzyszył ogromny zapał, na efekty nie trzeba było długo czekać. Co prawda od czasu, kiedy Rudolf zakupił wzmacniacz sąsiedzi narzekali na hałas, ale chłopak miał pełne oparcie w rodzicach, którzy cieszyli się, że syn kontynuować będzie rodzinne tradycje. Ich duma i zadowolenie wzrosło, kiedy pasję Rudolfa zaczął podzielać jego, o siedem lat młodszy, brat Michael. A ponoć wszystko zaczęło się od tego, kiedy sześcioletni Michael usłyszał od brata: "Wiesz, nie chcę tylko słuchać muzyki, chce ją grać. Ale nie chcę tego robić sam. Nauczyłbym cię grać i moglibyśmy grać wspólnie, co ty na to?". I tak Rudolf zaczął wtajemniczać młodszego brata w poznane przez siebie tajniki gitary, a żeby wspomagać jego zapał, płacił mu markę za każdy nauczony utwór. W przyszłym zespole Rudolf zaklepał już sobie miejsce gitarzysty rytmicznego. Od samego początku nie chciał być gitarzystą prowadzącym. Co innego Michael, który zdradził starszemu bratu, że ma zamiar zostać najlepszym gitarzystą na świecie.Swój pierwszy zespół Rudolf założył w roku 1965 nazywając go The Scorpions. Założyciel zajął stanowisko gitarzysty rytmicznego i wokalisty, a towarzyszyli mu koledzy - Karl Heinz-Vollmer na gitarze prowadzącej, Achim Kirchoff na basie i Wolfgang Dziony na perkusji. W zespole nie znalazł się Michael, gdyż Rudolf uznał, że powinien on jeszcze sporo ćwiczyć, a poza tym 10 lat to za mało, aby grać w zespole rockowym. Kiedy jednak ojciec Rudolfa przyprowadził młodszego syna na próbę okazało się, że chłopak przewyższa umiejętnościami zarówno brata jak i Heinza-Vollmera. Gitarzyści Scorpions zostali bardzo zawstydzeni, ale i tak Michael nie został przyjęty. Niezrażony tą decyzją chłopak zaczął ćwiczyć jeszcze więcej, chcąc udowodnić bratu, że popełnił wielki błąd.

Tymczasem The Scorpions, grając głównie covery Beatlesów i Rolling Stonesów zaczęli powoli zyskiwać status lokalnej gwiazdy klubowej. Ich głównym konkurentem był zespół Mushrooms, w którym wokalistą był wspomniany na samym początku Klaus Meine. On też stwierdził, że muzyka będzie jego sposobem na życie i tak, jak i Rudolf postanowił poświęcić się karierze muzycznej, zyskując pełną aprobatę rodziców. Różnica była taka, że Klaus nie chciał grać na żadnym instrumencie, chciał śpiewać. A robił to naprawdę nieźle, zasługując sobie na opinię "najlepszego głosu w okolicy". Rudolf wiedział, że aby osiągnąć sukces potrzebny mu jest właśnie ktoś taki, tym bardziej, że jego własne umiejętności wokalne nie należały do najwyższych. Wkrótce niespodziewanie obu zespołom wyrósł na lokalnym rynku bardzo groźny konkurent - zespół Cry, reklamowany jako "najmłodszy i najbardziej perspektywiczny zespół rockowy w Niemczech". Gitarzystą prowadzącym w tym zespole był Michael Schenker. Cry szybko zdobył olbrzymią popularność i przed grupą stanęły otworem drzwi do największych klubów w Niemczech. Wtedy jednak rodzice Michaela stwierdzili, że jest jeszcze za wcześnie, aby ich młodszy syn poznawał życie rockandrollowca i tak pięknie zapowiadająca się kariera zespołu Cry legła w gruzach, a o palmę pierwszeństwa w Hanowerze znów walczyły te same zespoły.

Tymczasem państwo Schenker widząc niesamowity zapał i niewątpliwy talent synów wyłożyli pieniądze na "odpowiedni sprzęt" i tak Rudolf stał się właścicielem słynnego modelu Gibsona - Flying V, natomiast Michael otrzymał Les Paula.

W roku 1968 wewnętrzne konflikty o "liderowanie i panienki" doprowadził do rozpadu Mushrooms. Rudolf nie zdążył zaproponować bezrobotnemu Meine współpracy, kiedy dowiedział się o powstaniu zespołu Copernicus w składzie, którego obok Klausa znaleźli się jego młodszy brat Michael i basista Holger Zerbe. Tym razem rodzice nie zdołali powstrzymać Michaela - uznali, że nie będą hamować jego rozwoju, tym bardziej, że "opieką" nad młodzieńcem miał zająć się Klaus Meine, a próby zespołu odbywały się w tym samym miejscu, gdzie ćwiczyli The Scorpions. Rudolf z zazdrością i podziwem spoglądał na sukcesy Copernicus - nie dość że mieli wspaniałego wokalistę i gitarzystę, to na dodatek wykonywali własne piosenki, podczas gdy The Scorpions nadal grali tylko covery. Rudolf postanowił w końcu zreformować swój zespół i po poważnej rozmowie z bratem zmienić skład zespołu.

I tak w styczniu 1970 roku do Rudolfa i Wolfganga Dziony'ego dołączyli Michael Schenker, Klaus Meine oraz basista Lothar Heinberg. Grupa postawiła sobie jasne i ambitne cele: "zostać jednym z najlepszych grup rockowych na świecie, podbić swoją muzykę wszystkie kontynenty, a przede wszystkim Amerykę Północną".

Taki plan wykluczał śpiewanie niemieckich tekstów, chłopaki rozpoczęli więc intensywną naukę angielskiego, gdyż właśnie on stanowił uniwersalny rockandrollowy język. Scorpions w końcu zaczęli tworzyć własne utwory. Muzyką zajmowali się bracia Schenkerowie, a teksty pisała pozostała trójka. Co ciekawe, w owym czasie Rudolf i Michael zamienili się modelami gitar, a Rudolf powrócił do modelu Flying V dopiero trzy lata później.Odnowione Scorpions zaczęło zyskiwać coraz większy rozgłos i już w roku 1971 niemiecki reżyser o nazwisku Schlesinger zaproponował zespołowi nagranie muzyki do jego antynarkotykowego filmu "Das Kalte Paradies". W ten sposób zespół dotarł do jednego z najbardziej znanych niemieckich producentów – Conny'ego Planka. Ten wysłuchawszy wraz z "grubymi rybami" z wytwórni, co Scorpions mają do zaoferowania z miejsca orzekł "w październiku nagrywamy płytę!". Plank postanowił przejąć kontrolę nad zespołem, proponując siebie na stanowisko menedżera grupy. Scorpionsi nie byli jednak tym pomysłem zachwyceni, a kiedy Plank stwierdził, że może zrobić z nich największą gwiazdę w Niemczech usłyszał: "my chcemy zostać gwiazdami nie tylko w Niemczech, ale na całym świecie. Przede wszystkim chcemy osiągnąć sukces w USA". Producent zareagował ogromnym wybuchem śmiechu, ale nie udało mu się wybić z głowy członkom zespołu "utopijnych marzeń". Zespół zdecydował się jednak na krótkotrwałą umowę z Plankiem i to właśnie dzięki niemu zaraz po nagraniu ścieżki dźwiękowej do filmu, Scorpionsi podpisali swój pierwszy kontrakt na wydanie albumu. Ogromne możliwości zespołu Plank zareklamował wytwórni BRAIN Records, która szybko zdecydowała się na podpisanie kontraktu.

W 1972 roku na półkach sklepowych stanął debiutancki krążek zespołu - "Lonesome Crow". Jak wszystkie ówczesne rockowe gwiazdy (a zwłaszcza wielkie trio: Led Zeppelin, Black Sabbath, Deep Purple), tak i Scorpionsi zadebiutowali dojrzałym albumem. "Lonesome Crow" po dzień dzisiejszy pozostaje najwybitniejszym dokonaniem Scorpions i jednym z muzycznych arcydzieł lat siedemdziesiątych. Ten krążek to siedem mistrzowsko wykonanych niezwykle pięknych, nastrojowych i wciągających piosenek stylowo znajdujących się gdzieś pomiędzy rockiem progresywnym a hard rockiem. Pełno tu zmian tempa, melodii i klimatów, a także długich gitarowych pasaży i solówek, ale są także zagrywki transowe, eksperymenty brzmieniowe, elementy psychodelii i motywy orientalne. Cały album aż kipi od pięknych melodii, świetnych pomysłów i rozwiązań. Uwagę słuchacza zwracają wspaniałe umiejętności 17-letniego gitarzysty prowadzącego Michaela Schenkera oraz doskonały śpiew Klausa Meine, który pokazał, że jest wokalistą niezwykle uniwersalnym.

Album zyskał przychylne (choć z pewnością nie entuzjastyczne) recenzje i czas było wyruszyć w trasę, aby go wypromować. Wtedy Wolfgang Dziony zdecydował się opuścić grupę - nie uśmiechało mu się życie rockandrollowca. Szybko znalazł się jednak jego następca - Amerykanin Joe Wyman. Trasa obejmowała ponad 100 koncertów w całych Niemczech. Na początku Scorpions grali głównie w małych klubach, gdzie byli przyjmowani entuzjastycznie. Później występowali w większych salach jako support dla Rory'ego Gallaghera i Uriah Heep a następnie dla powoli zdobywającej uznanie angielskiej grupy UFO, która próbowała wypromować się na niemieckim rynku.

Po kilkunastu koncertach gitarzysta UFO - Bernie Marsden zgubił swój paszport i został odesłany do domu. Jako, że zespół musiał realizować kontrakt, jego członkowie poprosili Michaela Schenkera, aby ten na jakiś okres zastąpił Marsdena. I w ten sposób Michael zaczął grywać dwa koncerty dziennie. Dla Phila Mogga - wokalisty UFO, szybko stało się jasne, że powrót Marsdena wcale nie będzie konieczny i zaproponował Michaelowi dołączenie do zespołu na stałe. Ten natychmiast zaakceptował propozycję - co spotkało się ze smutkiem, ale i aprobatą członków Scorpions. Oto ich największa gwiazda opuszcza "prowincjonalny" zespół i wyjeżdża w "wielki świat" dołączając do uznanego zespołu. Rudolf był dumny z brata, ale jednocześnie niezwykle zmartwiony przyszłością zespołu. Tym bardziej, że zrażony sytuacją Lothar Heimberg postanowił odejść, a on sam z Klausem zostali powołani do wojska. Wcześniej Klaus zapowiedział, że nie widzi żadnych szans na lepszą przyszłość i także opuszcza zespół.

Po zespole Scorpions został jeden album i… długi. Wytwórnia płytowa zdecydowała się zerwać kontrakt uzasadniając to stwierdzeniem, że "bez Michaela Schenkera ten zespół jest skończony". Jednak Rudolf Schenker nie zamierzał się poddać. I po odbyciu służby wojskowej rozpoczął próby reaktywowania zespołu.

Przypadkowo zajrzał na próbę zespołu Dawn Road, gdzie jego uwagę zwrócił niesamowity gitarzysta - Ulrich Roth. Natychmiast zaproponował mu współpracę, na co ten szybko się zgodził. Kiedy Meine przekonał się o umiejętnościach Rotha zdecydował się powrócić do zespołu. Szybko znaleźli się także muzycy sekcji rytmicznej. Bas przejął Francis Buchholz, a perkusję Jurgen Rosenthal. Rudolf wiedział już, że nadchodzą dobre czasy, tym bardziej, że bez żadnych problemów udało się podpisać kontrakt z dużą wytwórnią RCA Records.W drugiej połowie 1973 roku grupa wyruszyła na swoją pierwszą ogólnoeuropejską trasę supportując grupę Sweet, a rok później ukazał się drugi krążek zespołu - "Fly To The Rainbow" - dzieło przełomowe, dzięki któremu zespół zaczął powoli wspinać się ku hardrockowym szczytom. Słychać tu jeszcze poszukiwania własnego stylu i znalazły się tu piosenki pochodzące z sesji "Lonesome Crow", ale grupa wyraźnie kierowała się na tory czystego hard rocka. Nowy gitarzysta od razu objawił się jako prawdziwy wirtuoz, prezentując szeroką gamę sztuczek technicznych, ciekawych efektów i brzmień, śmiało nawiązujących do twórczości jego guru - Jimmiego Hendrixa. Roth okazał się także genialnym kompozytorem, tekściarzem-poetą, całkiem niezłym wokalistą i wielkim indywidualistą. Ulrich od razu stał się jednym z liderów zespołu i miał największy wpływ na ówczesną muzykę zespołu Scorpions. Nie tylko grał na gitarze, ale i na każdym albumie ze Scorpions śpiewał przynajmniej jeden utwór.

Powoli rozpoczynała się też działalność duetu kompozytorskiego Schenker-Meine, którzy wspólnie z Rothem odpowiadali za pisanie nowych utworów. Wkrótce po premierze albumu do wojska powołany został Rosenthal, a jako że zespół nie mógł stać w miejscu, szybko na jego miejsce znaleziony został Belg - Rudy Lenners. Zespół wyruszył ponownie na ogólnoniemiecką trasę (z Dr. Hook i Edgarem Broughtonem), odnosząc umiarkowane sukcesy i wrócił do studia, aby nagrać trzeci album, który w końcu miał przynieść im sławę wśród widzów i uznanie krytyków.Produkcją albumu miał zająć się Dieter Dierks - jeden z najbardziej znanych niemieckich producentów, którzy zobaczywszy Scorpionsów w akcji zaproponował im współpracę, a ta zaowocowała wydanym w 1975 roku albumem "In Trance". Na krążku znalazło się 10 kompozycji, z których większość jest utrzymana w czysto hardrockowym stylu, ale nie zabrakło pięknych, nastrojowych ballad i utworów brzmiących jak niepublikowane piosenki Hendrixa (oczywiście kompozycje Rotha). Wyraźnie czuć też rękę nowego producenta - pełno tu studyjnych sztuczek i efektów. Najbardziej zyskała na tym gra Ulricha Rotha, który porywających solówkach wykorzystał szeroką gamę gitarowych sztuczek i efektów, po dzień dzisiejszy wzbudzających podziw i uznanie. Warto zwrócić uwagę na świetną okładkę albumu - rozpoczynającą serię kontrowersyjnych, erotycznych kopert zespołu. Po raz pierwszy pojawiło się też na niej logo zespołu Scorpions.

Już w momencie nagrywania "In Trance", zespół czuł, że w końcu mają materiał, który uczyni z nich gwiazdę. Okazało się jednak, że krążek podbija nie rynek europejski, lecz japoński. Album okazał się także sensacją w USA, gdzie krążył jako "undergroundowy hicior". Jednak mimo entuzjastycznych recenzji w prasie - na rynku niemieckim i zachodnioerupejskim "In Trance" sprzedawał się niewiele lepiej od dwóch poprzednich longplayów. Trzeba było porządnie zająć się promocją. Zespół wyruszył więc w drugą ogólnoeuropejską trasę supportując grupę Kiss. Wiele miało od niej zależeć - oto grupa po raz pierwszy zawitać miała do Anglii - a przecież sukces na tamtym rynku gwarantował natychmiastową ekspansję na USA. Trasa okazała się olbrzymim sukcesem - Scorpions zostali uznani za najlepszy zespół koncertowy w Niemczech, a ich koncerty w najsłynniejszych muzycznych klubach w Anglii - londyńskim "Marquee" i liverpoolskim "Cavern Club" - przyjęte zostały entuzjastycznie. Zespół postanowił iść za ciosem - i po serii świetnych koncertów powrócił do Niemiec, aby z tym samym producentem nagrać kolejny album. "Virgin Killer" ukazał się w 1976 roku i stanowił kolejny krok naprzód. Album jest spójny - ostry i dynamiczny (choć nie zabrakło ballad) - typowo hardrockowy. Pozostaje on po dzień dzisiejszy najostrzejszym dziełem Scorpsów i jednym z ich największych osiągnięć. Nic dziwnego, że już tydzień po premierze zdobył status złotej płyty, a wkrótce później został wybrany "albumem" roku w Niemczech i Japonii.

Warto też wspomnieć, że album zdobiła jedna z najbardziej kontrowersyjnych okładek w historii ciężkiej muzyki - przedstawiała ona pękającą szybę, za którą siedziała naga dziewczynka. Pękniecie szyby widoczne było w miejscu łona dziecka. Płyta z tą okładką szybko została w większości krajach zakazana, a na coverze nowego albumu znalazło się po prostu zdjęcie kapeli.

Po wydaniu "Virgin Killer" zespół wyruszył w trasę, grając m.in. na Open-Air Festival w Offenburgu obok takich gwiazd jak Bob Marley & The Wailers oraz Wishbone Ash. Trasa okazała się sukcesem, a nazwa Scorpions zapewniała już wypełnienie hali koncertowej po brzegi. Niestety, kłopoty z sercem zmusiły Rudy'ego Lennersa do opuszczenia zespołu. Na szczęście pomoc zaoferował Michael Schenker, przedstawiając grupie swojego kolegę - Hermana Rarebella - Niemca, mieszkającego na stałe w Londynie i pracującego jako stróż na tamtejszym lotnisku.Po zaprezentowaniu swoich perkusyjnych możliwości - Herman został natychmiast przyjęty do grupy, która postanowiła przedłużyć też kontrakt z Dieterem Dierksem, tym bardziej, że ten obiecał im "podbój USA", który zapewnić miał nowy album studyjny.

Zmotywowało to Scorpionsów do ciężkiej pracy nad nowym albumem, ale nagle okazało się, że nie wszyscy dążą do ogromnego sukcesu. Wewnętrzne kłótnie zaczął prowokować Ulrich Roth, który wprost ogłosił reszcie kapeli, że nie interesuje go sukces na rynku amerykańskim i nie zamierza grać "jakiejś komercyjnej papki". Poza tym rozzłościło go to, że zespół wybiera na płyty tylko część jego kompozycji, gdyż "albo są one zbyt mało melodyjne i za trudne w odbiorze, albo Meine nie jest w stanie ich zaśpiewać". Ulrich nie chciał grać bardziej chwytliwych i komercyjnych melodii, pragnął grać muzykę artystyczną, czerpiąc z dokonań mistrzów muzyki klasycznej.Z drugiej strony Scorpionsi gotowi byli złagodzić i dostosować brzmienie na "rynek amerykański". Roth odizolował się od reszty kapeli i większość czasu spędzał czytając lektury związane z kulturą Bliskiego Wschodu. W atmosferze ciągłych kłótni i nieporozumień (głównie na liniach Roth - reszta zespołu i Roth - Dierks) powstał album "Taken By Force", który okazał się kolejnym olbrzymim sukcesem i kontynuacją brzmień z "Virgin Killer".

Zespół nie zrezygnował z "metalowego pałeru" i nagrał album w czysto scorpionowskim stylu, na co niewątpliwie wielki wpływ miał Roth, który poszedł na kompromis i podporządkował się muzycznej wizji Schenkera i Meine (ale zaczął kombinować z orientalizmami - wystarczy posłuchać utworu "The Sails Of Charon"). Słuchając "Taken By Force" szczególną uwagę należy zwrócić na utwór "I've Got To Be Free", napisany przez Rotha. Wydaje się, że tekst tej świetnej piosenki opowiada o tym, jak Ulrich czuje się w zespole Scorpions, oskarża zespół o komercję i zapowiada odejście. Tym bardziej dziwi więc, że utwór śpiewa Meine (a nie Roth). Jednakże taką interpretację potwierdził sam Roth - który zaraz po wydaniu "Taken By Force" ogłosił, że chce opuścić szeregi Scorpions. W tym czasie zespół miał jednak szanse wyjechać na tournee w charakterze gwiazdy nie tylko po całej Europie, ale i do Japonii. Uli dał się więc namówić przez resztę zespołu na pożegnalne tournee i grupa wyruszyła na trasę. Trasa europejska, jak zwykle, okazała się sukcesem, ale przyjęcie zespołu w Japonii przeszło najśmielsze oczekiwania. Tłumy fanów towarzyszących grupie na każdym kroku, setki wywiadów udzielonych radiom, telewizjom i gazetom. Rudolf, Klaus, Herman i Francis czuli się w siódmym niebie - właśnie dla takich chwil grali. Sława nie podobała się tylko Rothowi, który czuł się nieswojo i większość czasu spędzał nie na imprezach, lecz w hotelu. Na szczęście Uli odżywał na scenie, grając wspaniale, porywająco i z ogromną pasją, tak jak i cała kapela. Nie zmieniało to faktu, że po zakończeniu trasy opuszczał zespół. Swoje ostatnie koncerty ze Scorpions zagrał 24 i 27 kwietnia 1978 roku w Tokio.

Sukces trasy koncertowej w Japonii postanowiła wykorzystać wytwórnia i tak ukazał się podwójny album koncertowy "Tokyo Tapes", który co prawda nie wytrzymuje porównania z "Made In Japan" - Deep Purple, ale i tak uznawany jest za jeden z najlepszych albumów koncertowych wszech czasów. Pierwsza "koncertówka" Scorpionsów sprzedawała się świetnie, a na dodatek zainteresowanie koncertami Scorpions wyrazili Amerykanie. Problem w tym, że grupa nie mogła znaleźć następcy Rotha. Rarebell zaproponował przenieść poszukiwania do Anglii. Na ogłoszenie zamieszczone w "Melody Maker" odpowiedziało ponad 150 gitarzystów, jednak żaden z nich nie prezentował umiejętności pozwalających na zastąpienie Rotha. I kiedy wydawało się, że nowego gitarzystę trzeba będzie szukać "za Oceanem", pomocną dłoń wyciągnął do grupy sam Ulrich - przedstawiając jako swojego następcę kolegę brata - niejakiego Matthiasa Jabsa, który dotychczas udzielał się w grupie Lady. Nowy "wioślarz" z miejsca został przyjęty do zespołu i Scorpions rozpoczęli pracę nad nowym albumem. Wtedy chęć powrotu do grupy ogłosił Michael Schenker, który został wyrzucony z UFO za pijaństwo i narkomanię. Niestety, Michaelowi pierwsze sukcesy z UFO mocno przewróciły w głowie i dotąd spokojny, ułożony chłopak zapragnął żyć zgodnie z hasłem "sex, drugs & rock and roll". Ale trudno się dziwić - osiągnął ogromny sukces nie mając jeszcze 20 lat - pokusy łatwego życia były zbyt silne.

Zespół zdecydował się przyjąć Michaela zamiast Jabsa, co oznaczało wzmocnienie składu wszak Michael był gitarzystą równie dobrym (a dla niektórych o wiele lepszym) jak Uli. Żaden z członków grupy nie zdawał sobie jednak sprawy w jak fatalnym stanie znajduje się obecnie młodszy Schenker. Kiedy prawda wyszła na jaw, Scorpions zdecydowali że Jabs jednak zostaje, a nowy album zostanie nagrany w "trójgitarowym składzie". Zespół nie nagrał jednak nowych utworów na trzy gitary - Matthias i Michael podzielili się partiami solowymi - Jabs gra w pięciu utworach, a Michael w trzech.Wydany w 1979 "Lovedrive" pokazał, że zespołu wcale nie osłabiło odejście Rotha. Schenker i Meine w końcu nie musieli iść na żadne kompromisy i nagrali album z muzyką, jaką chcieli grać od początku - "Lovedrive" otwiera nową epokę w karierze grupy. To właśnie tutaj ukształtował się zupełnie nowy styl Scorpionsów, który będzie obowiązywał przez długie lata i prowadził zespół od sukcesu do sukcesu. Jak wspomina Schenker: "Na tym albumie osiągnęliśmy w końcu brzmienie, które od początku chcieliśmy osiągnąć". W nowych utworach nie słychać już charakterystycznego, dominującego brzmienia gitary Rotha, jego ciekawych i dziwacznych riffów oraz pięknych solówek. Mamy za to czysty heavy metal - zabójczo melodyjne, proste riffy Rudolfa Schenkera, wzbogacone doskonałymi wstawkami i solówkami Jabsa (bądź M. Schenkera), perfekcyjną sekcją rytmiczna i świetnym Meine na wokalu. Krótko mówiąc "nowi" Skorpionsi to: doskonała współpraca gitarzystów, proste i wpadające w ucho riffy i refreny, typowo heavymetalowe solówki no i teksty obracające się, tak jak dawniej wokół miłości i wszystkich jej aspektów. Odejście Rotha przyniosło też nieoczekiwanie jedną ważną zaletę - w końcu powstał album spójny i jednolity stylistycznie. "Lovedrive" okazało się niesamowitym sukcesem i zdobył status złotej płyty nie tylko w Europie, ale przede wszystkim w USA, gdzie zespół był oczekiwany przez tłumy fanów. Okładka albumu zdobyła także tytuł "okładki roku" w magazynie "Playboy".

Trasa promująca "Lovedrive" miała wynieść Scorpionsów na sam szczyt, tym bardziej że pierwszy raz zespół miał zawitać do Stanów. Wcześniej jednak grupa podziękowała za współpracę Jabsowi, gdyż w zespole było "o jednego gitarzystę za dużo".

Tymczasem już trzy tygodnie później Michael Schenker ogłosił, że z powodów osobistych musi na jakiś czas opuścić Scorpions. Schenker poprosił więc Jabsa, aby ten wrócił i zagrał kilka koncertów, gitarzysta uniósł się jednak dumą i stwierdził, że po tym jak go potraktowano nie ma zamiaru wracać. W końcu jednak dał się przekonać i zagrał na niemieckiej części trasy, po czym ponownie opuścił Scorpions, gdyż Michael Schenker powrócił. Nie minął jednak nawet miesiąc kiedy młodszy Schenker stwierdził, że nie jest w stanie grać dalej i opuścił zespół udając się do kliniki odwykowej. Scorpions nie mieli wyjścia - ponownie zaangażowali Jabsa, który znów miał poważne opory, ale zgodził się przystąpić do grupy na stałe.

W końcu skład grupy ustabilizował się, a Jabs szybko znalazł wspólny język z pozostałymi członkami zespołu. Scorpions wyruszyli na trasę do Stanów, gdzie towarzyszyli im inni nowicjusze na amerykańskim rynku marzący o jego podbiciu - australijczycy z AC/DC. Obie grupy występowały jako support dla Aerosmith, Rainbow i Teda Nugenta.

I obie bardzo się w Stanach spodobały szybko dołączając do grona najpopularniejszych wykonawców. Nie było już wątpliwości, że dla Scorpions skończyła się epoka supportowania. Całkiem nieoczekiwanie grupa zaczęła piąć się na same szczyty hierarchii ciężkiego grania, tym bardziej że wielkie brytyjskie trio: Black Sabbath, Deep Purple, Led Zeppelin przeżywało poważne wewnętrzne kryzysy. Nadszedł czas nagrania nowego albumu i podboju całego świata.

Wkrótce po zakończeniu sesji nagraniowej nowego krążka - "Animal Magnetism" - zespół, nie czekając na ukazanie się krążka w sklepach, powrócił do Stanów kontynuując trasę z AC/DC jako support dla Teda Nugenta. Zagrał też na słynnym Castle Donningtion obok Rainbow i początkujących przyszłych megagwiazd: Judas Priest i Saxon.

Trasa zrobiła swoje i kiedy tylko "Animal Magnetism" ukazał się na półkach w USA, ludzie wyruszyli do sklepów, zapewniając albumowi status złotej płyty. Nowe studyjne dzieło grupy okazało się kontynuacją brzmienia "Lovedrive", jednakże wyraźnie słychać też wpływ ówczesnych amerykańskich gwiazd - zachęcony sukcesami zespół zdecydował się bowiem skierować swoją muzykę przede wszystkim do amerykańskiej publiczności. Na nowym albumie znalazły się więc utwory typowe dla metalu amerykańskiego - dynamiczne, maksymalnie melodyjnie z chwytliwymi refrenami.

Po zakończeniu trasy po Stanach grupa przeniosła się na południe Francji, gdzie w wynajętej przez Dierksa willi miały odbywać się próby materiału przeznaczonego na nowy album. I właśnie wtedy stała się tragedia - Klaus Meine stracił głos. Okazało się, że cierpi na poważną chorobę stron głosowych (m.in. znajdowały się na nich polipy) i nie może śpiewać.

Klaus Meine wylądował na leczeniu w szpitalu. Okazało się, że leczenie potrwa prawie cały rok i nie da pewności, czy wokalista będzie mógł powrócić do śpiewania. Wiadomość ta zszokowała zespół. Rok przerwy mógł okazać się tragiczny w skutkach - trzeba by było odwołać intratne kontrakty i zaplanowane koncerty, istniała też groźba, że zespół może zostać zapomniany i przyjdzie walczyć o tak silną pozycję na rynku. Dieter Dierks postanowił działać - w rozmowie z Schenkerem zaproponował zmianę wokalisty na Amerykanina Dona Dokkena oraz usiłował przeforsować zmianę basisty i perkusisty - uważał bowiem, że Rarebell i Buchholz hamują rozwój zespołu, gdyż ich umiejętności są mocno przeciętne. Dierksowi udało się już wynegocjować kontrakt z Jimmym Bainem i Bobbym Rondinellim. Schenker zdecydowanie odrzucił propozycję producenta - zespół tworzyła piątka przyjaciół i tak miało pozostać. Decyzja ta okazała się słuszna. Tym bardziej, że Rondinelli i Bain pokazali na próbach z zespołem, że są muzykami nietuzinkowymi, ale i trudnymi pod względem charakteru. Dierks był wściekły, ale nie mając innego wyjścia, zaakceptował decyzję Rudolfa.Na szczęście Klaus uporał się z chorobą i po długiej rekonwalescencji i zaleconej przez lekarzy serii ćwiczeń ze śpiewakami operowymi, powrócił do zespołu. Pracę nad nowym materiałem zostały wznowione i już w marcu 1982 wydany został "Blackout". Album okazał się muzyczną sensacją, wzmocnioną dodatkową świetną okładką zaprojektowaną przez artystę austriackiego - Gottfrieda Helnweina. Nowy "krążek" przyniósł zespołowi dwa pierwsze megahity - przepiękną balladę "When The Smoke Is Going Down" i dynamiczny, choć nie nadzwyczajny "No One Like You".

"Blackout" szybko wskoczył do Amerykańskiej TOP 10, zdobył status platynowej płyty oraz tytuł najlepszej płyty hardrockowej w Stanach. Nie było już wątpliwości, że Ameryka została podbita. A dodajmy do tego wciąż nie słabnącą popularność grupy w Europie i Japonii. Muzyczny świat leżał już u stóp zespołu, co dodatkowo udowodniła trwająca od marca 1982 do grudnia 1983 trasa, w czasie której Scorpions zagrali w całej Europie Zachodniej, Japonii oraz USA i Kanadzie. Co ciekawe, zespołem poprzedzającym Scorpions była grupa Iron Maiden, która po wydaniu albumu "The Number Of The Beast" powoli zdobywała ogromny rozgłos i sławę.Po wyczerpującym tournee Scorpions wcale nie mieli zamiaru udawać się na odpoczynek, lecz powrócili do studia by w ekspresowym tempie zarejestrować "Love At First Sting" - kolejny y album, który jest lżejszy od Blackout, ale za to o wiele bardziej melodyjny.

Największy sukces osiągnęły dwa kawałki - czadowy "Rock You Like A Hurricane" (z porywającym, lecz niezwykle prostym riffem) i piękna ballada "Still Loving You" (singel z tym utworem kupiło we Francji ponad 1.5 miliona osób).

Nowy album przebił "Blackout", zdobywając olbrzymią popularność na całym globie. Nic dziwnego, że trasa "Love At First Sting" z założenia miała dotrzeć wszędzie tam, gdzie jest to możliwe. I faktycznie tak się stało: w okresie styczeń 1984 - wrzesień 1986 zespół zagrał 203 koncerty (w Europie Zachodniej, Skandynawii, Ameryce Północnej, Środkowej i Południowej, Japonii, Malezji, Tajlandii, a także pierwszy raz za "żelazną kurtyną" w Bułgarii), na które przyszło ponad 2 miliony ludzi. Warto tu wspomnieć o występie na słynnym "Rock In Rio" w 1985, gdzie grupa wystąpiła obok innych megagwiazd ówczesnego metalu: Ozzy'ego Osbourne'a, AC/DC i Iron Maiden. Zjawiło się tam ponad 350 000 osób. A rok później był przecież równie słynny Monsters Of Rock, gdzie oprócz Scorpions i Ozzy'ego wystąpili m.in. Motorhead i Def Leppard.

W czasie trasy zarejestrowano koncerty w Paryżu, San Diego, Los Angeles, Costa Mesa oraz San Diego, aby po dokładnym przesłuchaniu wybrać koncerty z Kalifornii na drugą dwupłytową "koncertówkę" zespołu - "World Wide Live".

Po zakończeniu trasy i wydaniu albumu, zespół udał się na wypoczynek, aby zebrać siły na nagranie kolejnego albumu i wyruszenie w kolejne wielkie tournee. Prace nad nowym krążkiem przeciągały się w nieskończoność - Dierks był niezadowolony z nowych piosenek zespołu, a wkrótce między producentem a resztą zespołu doszło do ostrego konfliktu. W końcu album o nazwie "Savage Amusement" ukazał się w 1988 roku, szybko docierając w notowaniach do numeru 1 w Europie i 3 miejsca w Stanach. Wydawać by się mogło, że wszystko idzie jak należy. Tak jednak nie było. Album został fatalnie wyprodukowany - sterylne, plastikowe brzmienie przypomina bardziej klimaty dyskotekowe, niż rockowe.

Scorpions nie przejęli się ostrą krytyką ich najnowszego dzieła, tym bardziej, że kolejna trasa utwierdziła ich w przekonaniu, że wszystko idzie w należytym kierunku. Sensacją było 10 koncertów (17-26 kwietnia 1988) w sercu komunizmu - Leningradzie. W ten sposób Scorpions na dobre przełamali "żelazną kurtynę" i otworzyli ją dla innych wielkich zespołów z całego świata. Latem 1988 Scorpions koncertowali po Stanach w ramach festiwalu "Monsters Of Rock", a towarzyszyły im megagwiazdy Metallica i Van Halen oraz grupy Dokken i Kingdom Come (który miał w składzie niesamowitego perkusistę - Jamesa Kottaka).Rok później - 12 i 13 sierpnia 1989 roku Scorpions wraz z m.in. Ozzym Osbournem, Motley Crue, Cinderellą i Bon Jovi wzięli udział w historycznym "Moscow Music Peace Festival". Festiwal ten miał być symbolem pojednania USA i Rosji, końcem "zimnej wojny" i początkiem politycznych przemian we wschodniej Europie. Po powrocie z trasy Scorpionsi zostali całkowicie zaskoczeni wiadomością, że wytwórnia EMI nie zamierza przedłużać z nimi kontraktu. Zespół szybko znalazł nowego wydawcę (Polygram Records), postanowił też zerwać kontrakt z Dieterem Dierksem. Na koniec współpracy EMI wydało album kompilacyjny "The Best Of Rockers And Ballads" zawierający nowy utwór "Can't Explain" z repertuaru The Who.

W 1990 roku Scorpions wraz z producentem Keithem Olsenem zaszyli się w studiu w Los Angeles, aby rozpocząć pracę nad nowym albumem. Tym razem, pierwszy raz w swojej historii, zespół zdecydował się skorzystać z pomocy "zawodowego songwritera" - w tworzeniu większości piosenek pomógł Jim Vallance, który zmobilizował także niechętnie komponujących Matthiasa Jabsa i Francisa Buchholza do napisania własnych utworów. Nowy album - "Crazy World" - wyprodukowany przez Scorpionsów i Keitha Olsena ukazał się w roku 1990. Okazało się, że współpraca z Vallancem była strzałem w dziesiątkę. W nowych piosenkach znów słychać było świeżość i zapał. Jabs okazał się zaskakująco dobrym kompozytorem, wydało się także, dlaczego Bucholz nie stworzył wcześniej ani jednego utworu. Jeden z utworów - "Hit Between The Eyes", zawędrował nawet do ścieżki dźwiękowej filmu "Freejack" z Emilio Estevezem i Mickiem Jaggerem w rolach głównych.Pierwszy singel z "Crazy World" - "Wind Of Change", napisany przez Klausa Meine pod wpływem zachodzących przemian politycznych w Europie - okazał się prawdziwą sensacją. Ballada (z gwizdaniem Klausa) szybko zdobyła ogromną popularność stając się numerem 1 w 11 krajach i wkrótce zdobyła status symbolu - hymnu zachodzących przemian, powodując że zespół urósł do rangi rzeczników pokoju na świecie. Warto wspomnieć, że ten "polityczny" utwór, zespół nagrał także w języku rosyjskim.

Fani do tej pory narzekają na to, że przez ten utwór zespół zyskał sławę wśród zwykłych zjadaczy chleba, jako "Ci co nagrali »Wind Of Change« i nic więcej" (stwierdzenie to wynika z faktu, że żaden późniejszy utwór zespół nie dorównał popularnością temu przebojowi).

Tymczasem drugi singel - kolejna ballada "Send Me An Angel" - również osiągnęła ogromny sukces, a album "Crazy World" sprzedawał się w niesamowitych ilościach, pozostając po dzień dzisiejszy największym komercyjnym osiągnięciem grupy.

Nowego oblicza zespołu, a przede wszystkim nagłej ogromnej popularności i dwóch nowych singli, nie chcieli zaakceptować starzy fani grupy, którzy odwrócili się od zespołu. "Crazy World" zniechęcił do zespołu całą rzeszę dawnych wielbicieli i pozyskał ogromną rzeszę sezonowych fanów, nie mających pojęcia kim są Ulrich Roth czy Michael Schenker.W listopadzie 1990 r. zespół wziął udział w przygotowanym przez Rogera Watersa spektaklu "The Wall" - upamiętniającego zburzenie Muru Berlińskiego spektaklu. Rudolf Schenker ze wzruszeniem wspomina to wydarzenie: "Gdy w 1990 roku Roger Waters poprosił nas byśmy wzięli udział w spektaklu »The Wall«, zgodziliśmy się natychmiast. Uważaliśmy, że jako twórcy piosenki »Wind Of Change« powinniśmy wziąć udział w widowisku przygotowanym dla uczczenia upadku Muru Berlińskiego. Uważaliśmy, że to świetny pomysł - odbudować Mur Berliński, ale jako dekorację widowiska Rogera Watersa. I muszę powiedzieć, że gdy wwieziono nas limuzyną na scenę, poczuliśmy się jak bohaterowie jakiegoś dreszczowca. A widok trzystupięćdziesięciu, może nawet czterystu tysięcy fanów rocka zgromadzonych w miejscu, w którym kiedyś był bunkier Adolfa Hitlera, miał w sobie coś z symbolu. Czuło się, że nadchodzi nowa epoka, w której umiłowanie pokoju i muzyki znaczyć będzie więcej niż czołgi".

W 1991 roku Scorpions wzięli udział w kolejnym epokowym wydarzeniu - zostali bowiem zaproszeni przez ówczesnego prezydenta ZSRR - Michaiła Gorbaczowa - na Kreml. W ten sposób Scorpions przełamali kolejne bariery - jako pierwszy zespół grający cięższą odmianę muzyki dostąpili zaszczytu wizyty u głowy wschodnioeuropejskiego mocarstwa.Ale wróćmy do spraw czysto muzycznych. W 1992 roku Scorpions otrzymali prestiżową World Music Award jako najlepszy zespół rockowy z Niemiec, a wkrótce po tym wydarzeniu zespół opuścił Francis Buchholz. Dlaczego? Do dziś dokładnie tego nie wiadomo, tym bardziej, że członkowie zespołu co chwila przedstawiają inne wersje tych wydarzeń. Pewne jest, że Buchholz, który odpowiadał za "finansową stronę projektu Scorpions" dopuścił się poważnych malwersacji podatkowych, przez co grupa wpadła w tarapaty. W tej sytuacji nie było wyjścia - Buchholz został dyscyplinarnie usunięty z zespołu. To najbardziej prawdopodobna wersja tych wydarzeń.

Zastępca Buchholza znalazł się szybko - został nim Ralph Rieckermann, który dotychczas udzielał się głównie w orkiestrach symfonicznych i pracował nad ścieżkami dźwiękowymi do filmów niemieckich telewizji. Zmiana okazała się bardzo udana - Rieckermann znacznie przewyższał umiejętnościami swojego poprzednika, a na dodatek szybko znalazł wspólny język z pozostałymi członkami zespołu. Z nowym basistą zespół rozpoczął pracę nad nowym longplayem. Tym razem grupa zaprosiła do współpracy innego słynnego kompozytora Marka Hudsona i znów okazało się to znakomitym pomysłem. Album "Face The Heat", którego współproducentem był tym razem Bruce Fairbairn ukazał się w roku 1993 i wzbudził prawdziwą sensację. Okazało się, że zespół wcale nie zamierza stąpać łatwą ścieżką komercji i produkować kolejne klony "Wind Of Change". Album stanowił bowiem powrót do korzeni zespołu, jest tu kilka świetnych hardrockowych utworów, znalazła się nawet kompozycja nawiązująca do "Lonesome Crow" (mowa o "Woman"). Nie zabrakło znakomitych i klasowych ballad, jest też kilka piosenek stylowo zbliżonych do poprzedniego krążka. Intrygowały też inne niż dotychczas teksty - Meine porusza m.in. problem z neofaszystami w Niemczech, problem molestowania seksualnego dzieci przez rodziców oraz kreśli przerażającą wizję apokalipsy.

Należy dodać, że album ukazał się w kilku wersjach - niemiecka zawierała dodatkowo dwie bonusowe ballady - "Destiny" (z refrenem śpiewanym po francusku) i "Daddy's Girl". Warto też wspomnieć o rewelacyjnym "Rubber Fucker" (pokazuje umiejętności nowego basisty), który ukazał się m.in. na singlu "Alien Nation" oraz "Under The Same Sun", który znalazł się w ścieżce dźwiękowej filmu "Na zabójczej ziemi" ze Stevenem Segalem w roli głównej.W czasie trasy promującej album (wrzesień 1993-lipiec 1994) zespół po raz pierwszy zawitał do Polski, występując 29 września 1993 roku na kortach tenisowych warszawskiej "Legii". Na scenie nieoczekiwanie pojawił się też… Michael Schenker (towarzyszył grupie w czasie części trasy), który wykonał wraz z zespołem kilka ballad i zaprezentował utwór z solowej płyty "Thank You".

W 1994 roku zespół został nagrodzony kolejnym World Music Award - znów w tej samej kategorii. W tym samym roku grupa wystąpiła na koncercie poświęconym pamięci Elvisa Presleya w Memphis, wykonując cover świetnego "His Latest Flame". Wkrótce później zespół wydał kolejny cover, który tym razem ukazał się na singlu. Mowa o "White Dove" - przeróbce słynnego przeboju węgierskiej Omegi - nagranej w ramach pomocy ONZ w zwalczaniu głodu w Rwandzie. W 1995 roku ukazał się kolejny album koncertowy - "Live Bites" zawierający zapis nagrań z Leningradu, San Francisco, Meksyku, Monachium oraz Berlina. Może nie jest to krążek na miarę dwóch poprzednich koncertówek, ale na pewno jest to album dobry i interesujący. Wkrótce po jego wydaniu Scorpions postanawia opuścić Herman Rarebell, który po prostu "miał już dość" i postanowił zostać muzycznym producentem. Zespół przyjmuje tymczasowo Curta Cressa, próbując jednocześnie zwerbować do zespołu, wspomnianego już wcześniej Jamesa Kottaka z grupy Kingdom Come.

W tym samym czasie z propozycją nagrania wspólnego albumu wystąpiła słynna berlińska filharmonia. Rozpoczęły się pracę nad projektem i poszukiwania osoby, która zajęłaby się aranżacjami. Początkową aprobatę i chęć uczestniczenia w projekcie wyraził znany amerykański producent i kompozytor Michael Kamen, jednakże niemożność dogadania terminów i warunków, spowodowała, że projekt został odłożony na czas nieokreślony. Zespół postanowił więc zarejestrować kolejny album. Współprodukowany przez Keitha Olsena i Erwina Muspera "Pure Instinct" ujrzał światło dzienne w roku 1996. Album, będący w całości dziełem Schenkera i Meine, okazał się kompletnym niewypałem. Całość ratują: piękną ballada "Are You The One?" i dynamiczne: "Oh Girl" i "Wild Child".

Trasa promująca album znów miała być potężnym przedsięwzięciem. Do zespołu dołączył w końcu James Kottak, który zaaklimatyzował się równie szybko jak Rieckermann, a Scorpions zyskali najlepszą sekcję rytmiczną od czasów "Lonesome Crow".

W nowym składzie zespół znów objechał prawie całą kule ziemską - od maja 1996 do lipca 1998 odwiedził oprócz "stałych miejsc" także m.in. Filipiny, Malezję, Tajlandię a nawet… Bejrut.

Po odpoczynku po wyczerpującej trasie zespół powrócił do studia by wspólnie z producentem Peterem Wolfem (grywał swego czasu na klawiszach u samego Franka Zappy m.in. na "Sheik Yerbouti") rozpocząć pracę nad nowym albumem, który miał stanowić formę eksperymentu. Zespół podkreślał w wywiadach, że nie należy traktować tego albumu na poważnie, że chcą trochę poeksperymentować i się pobawić. Rezultatem był album "Eye II Eye", który ukazał się w roku 1999. Wzbudził prawdziwy szok wśród fanów - okazało się, że "Pure Instinct" nie był tylko kolejnym "chwilowym kryzysem" - nowy krążek był równie słaby. Pojawiła się nawet piosenka śpiewana po niemiecku - "Du Bist So Schmutzig".Po półrocznej trasie promującej nowy album nadszedł czas na zrealizowanie planowanego od 4 lat projektu z filharmonią berlińską. Wszystko ruszyło, dzięki austriackiemu producentowi, kompozytorowi i dyrygentowi - Christianowi Kolonovitsowi, którego Scorpions poznali 9 listopada 1999 w czasie koncertu z okazji 10-lecia upadku muru berlińskiego - kiedy to 160 wiolonczelistów pod batutą słynnego Mścisława Rostropowicza odegrało "Wind Of Change" w aranżacji właśnie Kolonovitsa. Od czasu, gdy Kolonovits zaakceptował propozycję Scorpions, pracę nad albumem ruszyły pełną parą. I w końcu się udało - w 2000 roku ukazał się album "Moment Of Glory". W jego nagrywaniu wzięło udział około 120 członków Berliner Philharmoniker (w tym kilku Polaków), 5 członków zespołu Scorpions, 12 zaproszonych gości, chór dziecięcy z Wiednia i niezliczona liczba specjalistów od spraw technicznych. Album powstawał w ciągu pierwszych czterech miesięcy roku 2000 w pięciu studiach nagraniowych we Włoszech, Belgii, Anglii i Niemczech. Efekt końcowy przerósł oczekiwania fanów i samego zespołu - "Moment Of Glory" udowodnił, że Scorpions wciąż potrafią grać tak, jak dawniej, że wciąż mają świetne pomysły i że jeszcze niejeden raz mogą wszystkich zaskoczyć. Nowa wersja "Rock You Like A Hurricane" wzbudziła ogromny entuzjazm. Warto też wspomnieć, że tytułowy utwór z albumu został oficjalnym hymnem Expo 2000.

Zespół promując nowy album zagrał kilka koncertów z orkiestrą, a 26 sierpnia 2000 roku dał drugi koncert w Polsce - tym razem w podkrakowskim Pobiedniku w ramach Inwazji Mocy organizowanej przez radio RMF FM. Koncert przeszedł do historii, ponieważ stawiło się na nim prawie 700 000 osób. Ciekawostką było brawurowe wykonanie utworu "Gdybym Miał Gitarę" zaśpiewanego przez Klausa łamaną polszczyzną.W roku 2001 fanów zespołu czekała kolejna niespodzianka - zespół wydał koncertowy krążek z akustycznymi wersjami własnych piosenek - "Acoustica". Album został nagrany podczas trzech koncertów w Lizbonie - z 8, 9 i 10 lutego tegoż roku. Znalazło się na nim 9 wielkich hitów zespołu, 3 nowe utwory i 3 covery. Ciekawostką jest, że produkcją płyty zajął się znany z "Moment Of Glory" - Christian Kolonovits.

Nowe wersje starych kawałków wypadły znakomicie. Na albumie znalazły się też 3 covery stanowiące mocny punkt płyty ("Dust In The Wind" - Kansas, "Drive" - The Cars i "Love Of My Life" - Queen) oraz 3 nowe utwory. Najlepiej z nich wypada "When Love Kills Love" z chwytliwym refrenem. W 2002 roku Scorpions wystosowali list do fanów, w którym poinformowali, że ich następny album studyjny będzie czysto hardrockowy i że nadal interesuje ich granie takiej muzyki, chcą jednak trochę poeksperymentować i zamierzają stworzyć m.in. musical "Wind Of Change". Zgodnie z zapowiedziami, Scorpions ruszyli do pracy. Najpierw, po 14 latach powrócili do starego znajomego - Dietera Dierksa - wszystkie dawne animozje zostały wyjaśnione i zespół rozpoczął pracę nad nowym krążkiem pod czujnym okiem Dierksa. Już 28 maja 2002 r. można było podziwiać pierwsze efekty pracy - oto dwa nowe utwory znalazły się na składance "Bad For Good: The Very Best Of" zdobywając przychylne opinie wśród fanów.

3 maja 2004 roku ukazała się długo oczekiwana płyta "Unbreakable". Gra na niej polski basista, pochodzący z podkrakowskiej Wieliczki Paweł Mąciwoda-Jastrzębski (wcześniej m.in. jazzowy Walk Away), który został wybrany przez zespół po odejściu ze Scorpions Ralpha Rieckermana. Po wydaniu albumu Scorpions ruszyli w trasę promującą nowy krążek.Na początku 2005 roku zespół przedłużył umowę z koncernem Sony/BMG. Stało się to w lutym. Mniej więcej w tym samym okresie Scorpions zakończyli selekcję materiału na DVD, które dokumentowało trasę koncertową promującą album "Unbreakable". Krążek otrzymał tytuł "Unbreakable World Tour 2004: One Night In Vienna". Fani znajdą się na nim utwory koncertowe z występu w stolicy Austrii, jak również dokument o całej dotychczasowej karierze Scorpions.

Zespół pracuje ponadto nad nową płytą studyjną, która również ma trafić na rynek w 2005 roku.Wybrana dyskografia:

Lonesome Crow - 1972
Fly To The Rainbow - 1974
In Trance - 1975
Virgin Kiler - 1976
Taken By Force - 1977
Tokyo Tapes - 1978
Lovedrive - 1979
Animal Magnetism - 1980
Blackout - 1982
Love At First Sting - 1984
World Wide Live - 1985
Savage Amusement - 1988
Crazy World - 1991
Face The Heat - 1993
Live Bites - 1995
Pure Instinct - 1996
Eye To Eye - 1999
Moment Of Glory - 2000
Acoustica - 2001
Unbreakable - 2004
Humanity Hour 1 - 2007

Edytuj wiki

Nie chcesz oglądać reklam? Ulepsz teraz

Podobni wykonawcy

API Calls

Scrobblujesz ze Spotify?

Powiąż swoje konto Spotify ze swoim kontem Last.fm i scrobbluj wszystko czego słuchasz z aplikacji Spotify na każdym urządzeniu lub platformie.

Powiąż ze Spotify

Usuń